Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kreacja. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kreacja. Pokaż wszystkie posty

1/03/2011

Podróżować, podróżować jest bosko…

"Chcę jeszcze raz pojechać do Europy
Lub jeszcze dalej do Buenos Aires
Więcej się można nauczyć podróżując
Podróżować, podróżować jest bosko..."


Filcowe wyszywane bombki, które przed chwilą wypadły z woreczka. Gwiazdkowy prezent. Dla mnie. Od Ani


 
Wielkie, plastikowe walizki taszczone przez drobne dłonie. Miękkie głosy podróżników wracających do Warszawy. Francuski, angielski, angielski z francuskim akcentem. Słyszałam a autobusie opowieść o Zielonej Dolinie, w której znajdują się dwa zamki i rzeka. Ogarnęła mnie ogromna tęsknota. Widzę fotografie, cienie wielkich miast: Londynu, Wilna, Amsterdamu. Co mnie tu trzyma? Sama nie wiem. Ciałem jestem tutaj, w zimie, zaś mój duch przechadza się po uliczkach Paryża, zerka na wystawy, ogrzewa palce na kubku z gorącą czekoladą posypaną cynamonem.

Tymczasem zadowalam się zamrożoną rzeczywistością, zimnymi stopami i lodowatym koniuszkiem nosa.  Rzeczywistość jest wyprana z kolorów, dlatego moim światem, ciepłym schronieniem jest dom. A śnieg niech sobie pada za oknem.


Panna Warkoczanka

Dziś miała być baśń. Zimowa pora sprzyja opowieściom  „snutym  przy kominku i wesoło trzaskającym ogniu”.  Zatem przedstawiam małych filcowych bohaterów, którzy wyglądają jak wyjęci z bajki dla dzieci. Mieszkają w czerwonej, drewnianej skrzyni, która Nam wydaje się mała, lecz dla Nich jest całym światem. Lubię sobie wyobrażać, że to rodzeństwo, dwóch braci i siostra, zawsze uśmiechnięci. Spójrzcie tylko na nich - te kolorowe, ciepła ubranka z pewnością pomagają stawić opór mocy Królowej Śniegu.  

Zachwyca mnie w tej małej gromadce każdy detal: eleganckie filcowe kurtki i czapeczki, słoneczne guziki od kubraczków z masy fimo, ręcznie plecione warkoczyki  u Panny Warkoczanki i - co najważniejsze - szaliczek jednego z braci robiony na drutach (!). Mają serca na dłoni. Ta trójka jest niewątpliwie jednym z najbardziej pozytywnych gwiazdkowych prezentów, jakie dostałam. Dziękuję, Aniu!


12/26/2010

C'est le jour de la Noël

 Ludzkie życie związane jest z ciągłym oczekiwaniem. Życiem od zdarzenia do zdarzenia. Święta porządkują nam życie, wyznaczają jego bieg, wytyczają plany. W moim osobistym kalendarzu Gwiazdka jest niczym błyszczący klejnot w papierowej szarości życia. W tym roku próbowałam uchwycić magię Świąt Bożego Narodzenia, która jest dość ulotna, łatwa do zniszczenia przez naburmuszonych ludzi i sklepowym promocjom. Starałam się również opierać komercyjnemu aspektowi świąt, bieganinie z zakupami, pogoni za prezentami.  Tak, po prostu, zatrzymać się i pomyśleć: „czy tego naprawdę chcę? Czy o to chodzi?”. 
 

Moim celem było uszczęśliwienie Bliskich. Pachnące  goździkami pomarańcze, które chciałam mieć na swoim stole. Upieczenie pierniczków i rozdanie ich w ozdobnych opakowaniach (bo nie każdy prezent musi być ze sklepu).  Uwielbiam wybierać  wstążki, papiery do pakowania, bileciki, malutkie złote komety z drewna, które przyczepiam do podarunków. Zakochałam się w połyskującym, czerwonym papierze, w który ubierałam prezenty, obserwując jak wspaniale się mienią w świetle. Święta Bożego Narodzenia mogłoby się nazywać Świętem Światła, którego jest pełno tu i tam, tych drobnych lampeczek na choinkach po wspaniałe świetlne ozdoby na ulicach miast. Żałuję, że Warszawa wciąż nie promieniuje tak mocno, jak by to mogło być.  A więc podsumujmy. Światło. Zapach. Kolory!  A z nich najważniejszy  - czerwony, mój ulubiony. 
 
Jestem szczęściarą, ponieważ znów otrzymałam w prezencie ręcznie robione cudeńka, które przedkładam nad prezenty ze sklepu ( no, może nie wszystkie;).  Te cacuszka znajdują się na jednej z fotografii, ale to nie koniec tematu elfików ze skrzyni.  Cóż, ja mogę się już teraz pochwalić moimi Pikantnymi Łosiami - pierwsze w życiu Pepparkakor. O reszcie świątecznych (spełnionych) marzeń następnym razem!


  
  
 

8/08/2010

Before the summer ends

She made me give my promise,
a terrifying promise,
it's not the kind of promise made every day.
To desecrate a temple, to trample on a flower,
to catch a butterfly and simply tear off its wings,
it's worse than all of these things*. 



Kiedy skończyły się gorące dni, zniknął mój gorący zapał. Chłód wiruje w powietrzu, mieszając się z drobinami słońca. Wczoraj i Dziś wybieram ubrania jesienne – w barwach wieczornych drzew i ciemnej czekolady.  Podczas spaceru z psem myślę o herbacie (cynamonowej czy waniliowej?), którą będę piła, kiedy liście zmienią kolor i o rozgrzewających zupach, które będę przygotowywać. Każdy czas oferuje nowe możliwości. Każdy inspiruje.

Któregoś ranka zapowiadającego gorący dzień obudziłam się z myślą o koszyku. Ta wizja pojawiła się gdzieś między światem snu a jawy, zupełnie niespodziewanie. A może spodziewanie, skoro dzień wcześniej myślałam na czym będę trenować cierpliwość? „Zrobić coś, coś namalować? Nie. A może wyszyć?”. Hmm. No dobra. Ja w upale, ja w upale, kiedy krople wilgoci zdobią skórę, kiedy wysiłek intelektualny jest niemożliwy, wtedy pozwalam sobie o uśpienie umysłu, a pobudzenie ciała. Niech ręce pracują. Mam rezultaty, jeszcze tylko trzeba nad nimi popracować.



Koszyk (filc, drobne koraliki, nić – igła - nożyczki, magnes, czas). Myślałam nad letnim koszem z kwiatami. Barwnymi i lśniącymi. Pomysł z sennej pobudki zawisł na drzwiach lodówki, ponieważ wszyłam w niego magnes.

Motyl. (idea nieskończona) Głodna wyszywania poszukałam inspiracji. Jest. Wisi i błyszczy, orientalny motyl – zawieszka z Empiku, kupiony w czasie zimowej wyprzedaży. Dobry wzór. Na razie mam jedynie pół motyla, czeka na doszycie mu tyłu, wypchanie go i zrobienie zawieszki.

Lato nie budzi mojego zaufania. Choć może jeszcze wrócą upalne dni, zanim słońce zdąży wyblaknąć.

*Dracula musical.
Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka