8/20/2013

Anglia. South Yorkshire: na polanie

Robin Hood: Men in tights (1993) ;)
  




Kiedy dowiedziałam się, że będę mieszkać w nie tak dalekiej okolicy Lasu Sherwood, zaśmiałam się dość głupkowato. Widok niepozornej tabliczki Sherwood Forrest, mijanej po drodze z lotniska East Midlands, zniszczył mnie kompletnie.  Przed wyjazdem śmiałam się, że wpadnę tam sprawdzić, czy w środku nie grasuje "wesoła kompanija” – niezła była by z panów atrakcja turystyczna, zwłaszcza w opcji okradającej.

(Tak, tak, sąsiedzkie hrabstwo to Nottingamshire ze słynnym Nottingham - niestety nie było tam Alana Rickmana gotowego wyrywać serca łyżką). 

Któregoś pięknego wieczoru, wyjętego z jakże długiego zestawu 5 dni pobytu, mój gospodarz Shane, którego uczyłam liczyć po polsku do dziesięciu, spytał się, czy chciałabym pojechać z nim na coś, co nazywał Archery. Moja gospodyni, piękna Rachel, wyjaśniła, że grupka starych facetów spotyka się razem i strzela z łuku ;) Zapragnęłam dołączyć do nich, nawet po to, by pogapić się spod jakiegoś drzewa. 

Pojechałam, znów śmiejąc się z tabliczki z napisem Sherwood Forrest. Na pięknej i ogromnej polanie stały kolorowe tarcze, sztuczny wilk, który oberwał już niejednokrotnie oraz banda facetów w różnym wieku, o różnym wzroście i budowie. Jedna kobieta - delikatna blondynka. Parę minut później już siedziałam na trawie, ciesząc się z tej zielono – błękitnej przestrzeni, gości z długimi angielskimi łukami i słońca to wychodzącego, to spychanego za ciemną tkaninę chmur. 

Tego dnia poznałam fantastyczną starszą panią, która zajmuje się łucznictwem od 30 lat i która pasją zaraziła synów i wnuków (jesteśmy rodziną łuczników!). Pozwoliła mi towarzyszyć sobie przy mocowaniu grotów na strzały – robiła to niezwykle szybko i starannie, a gdy dowiedziała się, że nigdy nie strzelałam z łuku, zaprowadziła mnie do sali strzeleckiej i pokazała jak strzelać do tarczy, jak wyjmować strzały i bezpiecznie je przenosić.

Pokaz bezpiecznego wyciągania strzał.
 

Później zrobiłam to samo na polanie. I bardzo szybko ogarnęłam parę spraw o strzelaniu z łuku: to wydaje się proste

Nie jest.

Nie będzie jak w filmie (jak oni tak szybko „ładowali” te strzały?)
Nie można naciągnąć cięciwy gołym palcem.
Cięciwa może zrobić kuku (ja wyszłam z fioletowym siniakiem).


 
Szalenie trudno trafić do celu. Nawet nieruchomego. Tłumaczyli mi, że wiele zależy od wiatru.


 
Potem chodziłam, zbierałam swoje nieporadne strzały, bezradne jak męskie nóżki i śmiałam się sama do siebie, czując absolutną wolność w gromadzie tych zapaleńców. Turniej skończył się wizytą w pubie, okropnie słodkim jabłecznikiem i rozmową o brytyjskich akcentach, których jest niezliczona ilość. A potem poszliśmy na spacer. Do parku. Do lasu. O tym już wkrótce. 


 



2 komentarze :

  1. Moja Ty Marion kochana! :D Zazdroszczę... Jak mi dziecko podrośnie i będziesz miała znów jakieś miejsce w samolocie - lecę z Tobą!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Konieczko! Dzisiaj znalazłam w książce zakładkę od Ciebie i się rozczuliłam :*

      Usuń

Dziękuję za komentarz:)

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka