Anglia. Kraj, o którym marzyłam. Anglia była dla mnie "Wichrowymi Wzgórzami", wrzosowiskami, których jedyną ozdobą są dzikie, fioletowe kwiaty. Wielkie przestrzenie, nad którymi wiszą groźne, stalowe chmury. Widziałam to wszystko, zrobiłam ponad 600 zdjęć (!) w ciągu niecałych 5 dni wyprawy.
A była to wyprawa, ponieważ po raz pierwszy korzystałam z projektu Couchsurfing. Idea jest prosta: wystarczy się zarejestrować na portalu, stworzyć swój profil i wyszukiwać gospodarzy (lub surferów) z całego świata, oferujących możliwość przenocowania w swoim domu. Dla niektórych pomysł ryzykowny, dla mnie - wspaniały. Tym bardziej, że trafiłam do domu cudownej, amerykańskiej pary, która przeniosła się z USA do Wielkiej Brytanii. Spotkanie ich było ogromną przygodą i zasługuje na oddzielnego posta!
Pojechałam do Sheffield, uniwersyteckiego miasta z industrialną historią, wypełnioną studentami ze wszystkich stron świata.
Z cudownym parkiem, przechodzącym w las.
Z pięknym ogrodem botanicznym (to następnym razem).
Z fajnymi knajpami na London Road.
A przede wszystkim z magicznym, opuszczonym cmentarzem i ruiną kościoła (o tym będzie oddzielny post!)
Nie zakochałam się w Anglii, choć uroda i porządek miejskiej architektury zasługuje co najmniej na szacunek. Nudnie urodziwe domy, co kolejny-to-ładniejszy nie przyprawiły mnie o bicie serca. Domy uporządkowane, z uroczymi oknami. Stoją obok siebie i czerwienią się cegłą. Jeśli ogród – to zadbany, trawa idealnie przystrzyżona. Pachną róże i uspokajająca lawenda. Jak to się stało, że szalone angielskie ogrody powstały w tak harmonijnym kraju, zaś w kochliwej i spontanicznej Francji królowała geometria? Przekorne.
To był początek mojej przygody w krainie Robin Hooda. Na razie zapraszam do MIASTA.
Pojechałam do Sheffield, uniwersyteckiego miasta z industrialną historią, wypełnioną studentami ze wszystkich stron świata.
Z cudownym parkiem, przechodzącym w las.
Z pięknym ogrodem botanicznym (to następnym razem).
Z fajnymi knajpami na London Road.
A przede wszystkim z magicznym, opuszczonym cmentarzem i ruiną kościoła (o tym będzie oddzielny post!)
Nie zakochałam się w Anglii, choć uroda i porządek miejskiej architektury zasługuje co najmniej na szacunek. Nudnie urodziwe domy, co kolejny-to-ładniejszy nie przyprawiły mnie o bicie serca. Domy uporządkowane, z uroczymi oknami. Stoją obok siebie i czerwienią się cegłą. Jeśli ogród – to zadbany, trawa idealnie przystrzyżona. Pachną róże i uspokajająca lawenda. Jak to się stało, że szalone angielskie ogrody powstały w tak harmonijnym kraju, zaś w kochliwej i spontanicznej Francji królowała geometria? Przekorne.
To był początek mojej przygody w krainie Robin Hooda. Na razie zapraszam do MIASTA.
Ech, inspirujesz do podobnych wypadów. A mnie tak brakuje jakiejś objazdowej wyprawy... Pięknie tam! Czekam na kolejne posty z serii :).
OdpowiedzUsuńO tak, było objazdowo! I odjazdowo :) A gdzie byś się wybrała? W Anglii było tak ładnie, że aż nie do wiary.
UsuńChciałabym raz jeszcze odwiedzić Londyn. Ale też wybrzeże. Kiedyś spędziłam bardzo miłe trzy tygodnie nad morzem w sennym Margate i żałuję, że nie miałam wtedy dość fantazji, żeby wyjść poza jego obręb i zobaczyć angielską przyrodę. Poza tym Szkocja i Irlandia, na pewno :). Ale to już na oddzielne wyprawy.
UsuńLondyn jest na mojej liście - trochę przypał się chwalić, że się jeszcze nie było, ale co tam! Byłam nad wybrzeżem - w Whitby. Z opactwem, które zainspirowało Brama Stokera do napisania Draculi. Cudowne miejsce. Po drodze samotne drzewa, przestworza nieba, wrzosowiska i owce. Szkocja i Irlandia - o tak. Kolejne moje cele. Ciągnie mnie na północ :)
Usuń