Kiedy
dowiedziałam się, że będę mieszkać w nie tak dalekiej okolicy Lasu Sherwood,
zaśmiałam się dość głupkowato. Widok niepozornej tabliczki Sherwood Forrest,
mijanej po drodze z lotniska East Midlands, zniszczył mnie kompletnie. Przed wyjazdem śmiałam się, że wpadnę tam
sprawdzić, czy w środku nie grasuje "wesoła kompanija” – niezła była by z panów atrakcja turystyczna, zwłaszcza w opcji okradającej.
(Tak, tak,
sąsiedzkie hrabstwo to Nottingamshire ze słynnym Nottingham - niestety nie było
tam Alana Rickmana gotowego wyrywać serca łyżką).
Któregoś
pięknego wieczoru, wyjętego z jakże długiego zestawu 5 dni pobytu, mój
gospodarz Shane, którego uczyłam liczyć po polsku do dziesięciu, spytał się,
czy chciałabym pojechać z nim na coś, co nazywał Archery. Moja gospodyni, piękna
Rachel, wyjaśniła, że grupka starych facetów spotyka się razem i strzela z łuku
;) Zapragnęłam dołączyć do nich, nawet po to, by pogapić się spod jakiegoś drzewa.
Pojechałam, znów
śmiejąc się z tabliczki z napisem Sherwood Forrest. Na pięknej i ogromnej
polanie stały kolorowe tarcze, sztuczny wilk, który oberwał już niejednokrotnie oraz banda facetów w różnym wieku, o różnym wzroście i budowie. Jedna kobieta - delikatna blondynka. Parę minut później już siedziałam na trawie, ciesząc się z tej zielono
– błękitnej przestrzeni, gości z długimi angielskimi łukami i słońca to
wychodzącego, to spychanego za ciemną tkaninę chmur.
Tego dnia poznałam
fantastyczną starszą panią, która zajmuje się łucznictwem od 30 lat i która
pasją zaraziła synów i wnuków (jesteśmy rodziną łuczników!). Pozwoliła mi
towarzyszyć sobie przy mocowaniu grotów na strzały – robiła to niezwykle szybko
i starannie, a gdy dowiedziała się, że nigdy nie strzelałam z łuku,
zaprowadziła mnie do sali strzeleckiej i pokazała jak strzelać do tarczy, jak
wyjmować strzały i bezpiecznie je przenosić.
Pokaz bezpiecznego wyciągania strzał. |
Później zrobiłam
to samo na polanie. I bardzo szybko
ogarnęłam parę spraw o strzelaniu z łuku: to wydaje się proste.
Nie jest.
Nie będzie jak w
filmie (jak oni tak szybko „ładowali” te strzały?)
Nie można
naciągnąć cięciwy gołym palcem.
Cięciwa może
zrobić kuku (ja wyszłam z fioletowym siniakiem).
Szalenie trudno
trafić do celu. Nawet nieruchomego. Tłumaczyli mi, że wiele zależy od wiatru.
Potem chodziłam,
zbierałam swoje nieporadne strzały, bezradne jak męskie nóżki i śmiałam się sama do siebie, czując
absolutną wolność w gromadzie tych zapaleńców. Turniej skończył się wizytą w
pubie, okropnie słodkim jabłecznikiem i rozmową o brytyjskich akcentach,
których jest niezliczona ilość. A potem
poszliśmy na spacer. Do parku. Do lasu. O tym już wkrótce.
Moja Ty Marion kochana! :D Zazdroszczę... Jak mi dziecko podrośnie i będziesz miała znów jakieś miejsce w samolocie - lecę z Tobą!
OdpowiedzUsuńKonieczko! Dzisiaj znalazłam w książce zakładkę od Ciebie i się rozczuliłam :*
Usuń