Czy wiecie, na czym polega paradoks maski? Na tym, że zakrywając odkrywa. To nie jest blog, na którym zobaczycie moją codzienność. To miejsce, które pozostaje w fazie święta, podróży, pięknych zdjęć i (mam nadzieję) ciekawych opowieści.
W styczniu przyszłego roku wsiądę do samolotu, który z Berlina zabierze mnie do Amsterdamu, następnie przesiądę się w Panamie, aby finalnie wylądować w stolicy Kolumbii, Bogocie. Data powrotu to dzień po moich urodzinach, wrócę do Europy razem z wiosną. A czemu Kolumbia? Bo zostawiłam tam moje serce, w całości.
Co zostawiam w Polsce?
Wynajmowane mieszkanie, urządzoną przeze mnie kojącą przestrzeń, w której poczułam się dobrze (namiastka domu i bezpieczeństwa). Pracę, która daje mi stabilizację, a której nie znoszę (bardziej pracy niż stabilizacji). W pewnym momencie poczułam, że moje życie nie ma za wiele sensu. Niemal dwa lata temu zerwałam zaręczyny i wyprowadziłam się z "gniazdka miłości" (= złotej klatki) , zaczęłam żyć sama i cóż, było bardzo ciężko - pod wieloma względami.
Straszliwe pragnienie wolności rosło we mnie i czułam, że cały ten majdan przedmiotów, jakimi się otoczyłam zaczyna mnie przytłaczać. W ciągu ponad roku przeprowadzałam się dwa razy, martwiąc się, czy zmieszczę się z moją "kolekcją" (zwłaszcza kolekcją książek).
Tak więc muszę teraz zredukować swoje życie do walizki i wagi 23 kg, przeprowadzić dekonstrukcję mieszkania i rozdać kawałki siebie najbliższym i znajomym. Nie wiem, co przyniosą te trzy miesiące, staram się nie planować, nie snuć wizji, wiem tylko, że moje życie się zmieni. Będę mieszkać w Kolumbii, w domu ludzi, z którymi poczułam się dobrze. Jedyne, czego potrzebuję to odwaga, ale gdzieś w głębi siebie czuję, że ta zmiana może nie jest najgorszym pomysłem;)
Jestem wdzięczna za blogi i kontakt z pięknie wolnymi, odważnymi dziewczynami - Uli z The Adamant Wanderer oraz autorki Życia pod palmami. I dla równowagi: potrzebuję też "domowego ogniska" - Marty z Hoo Hoo Things oraz Gosi z Magicznego Domku.
Dziękuję!
ps. ścieżka dźwiękowa do puszczenia w tle: to i to
*te słowa padły po raz pierwszy, kiedy pewnego razu przyznałam publicznie, że mieszkam sama. Nie wiem, czy wiecie, ale zdaje się, że w naszej kulturze samotnie mieszkające i utrzymujące się młode kobiety wciąż jawią się niektórym jako ewenement warty co najmniej zdziwienia i pokrzepiających (?) gratulacji.
ps. ścieżka dźwiękowa do puszczenia w tle: to i to
*te słowa padły po raz pierwszy, kiedy pewnego razu przyznałam publicznie, że mieszkam sama. Nie wiem, czy wiecie, ale zdaje się, że w naszej kulturze samotnie mieszkające i utrzymujące się młode kobiety wciąż jawią się niektórym jako ewenement warty co najmniej zdziwienia i pokrzepiających (?) gratulacji.
Trzymam kciuki. Powodzenia !
OdpowiedzUsuńPS. Szkoda, że nie przez Hamburg :P
Marek
Hamburg to razem z brodą zapuścił korzenie ;)
UsuńTrzymaj mocno!
:*
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki za Twoją wyprawę :*
Będą potrzebne, moja droga.
UsuńTak po cichu, ze swojego bezpiecznego, stabilnego gniazdka (ale nie ze złotej klatki!), to bardzo Ci zazdroszczę. Głównie wszystkich emocji. Będziesz miała tego tak dużo! Cieszę się na Twoją nieznaną, pięknie się malującą przyszłość :).
OdpowiedzUsuń"Nieznane". Trafiłaś w punkt! Emocjonalnie bardzo to przeżywam, ale głównie w programie są: lęk i niepewność, także uczucie...odrealnienia. Czasem ekscytacja, kiedy tamte brudne emocje odpuszczą :) Dziękuję za ładne słowa, Klaro!
OdpowiedzUsuń