Opowiadałam o niej na żywo, w wiadomościach prywatnych i na Facebooku. Spamowałam zdjęciami z wyjazdu, zamęczałam historiami, wciskałam tradycyjną herbatę, przesypywałam kawę, podtykałam pod nos misę z solą i eukaliptusem.
Przez trzy miesiące, bo tyle minęło od mojego powrotu z Kolumbii, robiłam wszystko, aby blask moich wspomnień nie stracił na intensywności.
Przywiezione książki czekają na tłumaczenie z hiszpańskiego, a ja delektuję się kolejnymi dawkami fotografii. Przebywając gdzieś w pomiędzy szaloną radością doświadczenia a dziką rozpaczą powrotu, myślę, że niewiele mi brakuje do ekspresji porzuconej Diane Keaton z „Lepiej późno niż później”. I mogłabym nawet zostać „golfową lalą”, ponieważ noce w górzystej części Kolumbii były tak zimne, że spałam ubrana we wszystkie swoje swetry – czyli w jeden, bo po co sprawdzić, czy w regionie, do którego się leci, nie trwa przypadkiem pora deszczowa? Lepiej zabrać wszystkie swoje najpiękniejsze letnie sukienki, a wielką butlę olejku przeciwsłonecznego mogłam co najwyżej wykorzystać do smażenia platanów na obiad.
Kompletnie straciłam rozum decydując się na tę wyprawę, więc skoro poleciałam bez rozumu, to i brak ciepłych ubrań nie powinien nikogo dziwić.
Jednak górska, deszczowa aura Bogoty była jedynie początkiem mojego nieustającego zdumienia. Zamiast „słońca i palm” z okna samolotu ujrzałam ciężkie chmury. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że kolejne dni będą namiętnie biczować moje europejskie standardy o wiele mocniej niż dłoń żony lądująca na policzkach niewiernego Alejandro.
Jednak górska, deszczowa aura Bogoty była jedynie początkiem mojego nieustającego zdumienia. Zamiast „słońca i palm” z okna samolotu ujrzałam ciężkie chmury. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że kolejne dni będą namiętnie biczować moje europejskie standardy o wiele mocniej niż dłoń żony lądująca na policzkach niewiernego Alejandro.
Trzeba było trzech miesięcy bym mogła opowiedzieć o Kolumbii, tak wielka i ważna była to podróż. Podróż życia mam wrażenie. Teraz pozostaje mi tylko zaprosić Ciebie do wspólnej wyprawy razem ze szczęśliwymi Kolumbijczykami, lamami, tabunami zmęczonych psów, najpyszniejszymi owocami świata, ale także z Panią Biedą, Panem Brudem i Towarzyszką Korupcją. Kierunek: Bogota!
Piękne wprowadzenie... Czekam... <3
OdpowiedzUsuńDziękuję. To historia, która koniecznie musi zostać opisana!
OdpowiedzUsuńJa też czekam !
OdpowiedzUsuń