Dawno temu było Miasto. Nie było to wielkie miasto. Płynęła przez nie rzeka, skręcając się w delikatne serpentyny. Miasto miało setkę ramion, trzymających pieszczotliwie fragmenty własnego ciała, podzielone przez rzekę. Dobra rzeka obserwowała od dołu miasto, jego stalowe ramiona, karmiona odbiciami mieszkańców i rzadkimi przebłyskami światła.
Czasem mieszkańcy tak długo wpatrywali się w Rzekę, że ich ciała zastygały bez ruchu, twardniały i przybierały kolor ziemi. Jedyną pamiątką po ich człowieczeństwie były dusze – zwiewne, jak różowe i białe kwiaty. Te drzewa – duchy stoją w Mieście, kłując Ciemność.
Ciemność lubiła oblepiać budowle miasta, przywabiana pięknymi detalami fasad. Zostawała tam na stałe, usypiając kolory swoim narkotycznym tchnieniem. Ciemność - wielbicielka sztuki zawsze szukała roślin wykutych w kamieniu, pnączy, po których spływała aż na bruk, rozlewała się pod stopami, wymieniając pieszczoty ze światłem. Nad ranem budynki strząsały z siebie mrok, który odpadał od nich szary i miękki, najedzony do syta pięknem. Reszta ciemności zostawała na zawsze w fasadach, stając się duszami budynków. Kiedy dusze obejmowały światło nad Miastem niebo stawało się szare. Zaś Mieszkańcy myśleli, że Miasto to nie tylko kamień, drewno i stal, ale kolejna żywa istota do kochania.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz
Dziękuję za komentarz:)